Środa 7 lipca należała do Dębogórza. Wyperfumowani od stóp do głów antykleszczowymi specyfikami (kto najbardziej bał się kleszczy, nie będziemy zdradzać) ruszyliśmy w głąb dębogórskiej dżungli oprowadzani przez tamtejsze leśne opiekuńcze i prasłowiańskie bóstwa – ach nie, żartuję, gdybyśmy liczyli na prasłowiańskie bóstwa, moglibyśmy zabłądzić i już nigdy do naszej ukochanej rewskiej siedziby senioralnej nie wrócić. Do takich dżungli to potrzeba kogoś znacznie bardziej niezawodnego – w tę rolę wcieliła się zatem Pani Aleksandra Urla, której za wyznaczenie cudnej leśnej trasy składamy serdeczne podziękowania. Punktem wyjścia, a zarazem i punktem dojścia byłą dębogórska leśniczówka. A po drodze – zadziwiająco wyglądająco drzewa i pnie, nie najłatwiejsze podejścia pod górę, kazimierskie pogranicza, nie do końca jeszcze dojrzałe jagody. Jednym słowem – leśne królestwo Natury w całej swojej okazałości.