Słynny rozpustnik Don Giovanni wraz ze swoim sługą Leporellem zakrada się pod osłoną nocy do domu Komandora, chcąc uwieść jego córkę donnę Annę. Dziewczyna początkowo bierze go za swojego narzeczonego, ale po chwili orientuje się w zasadzce. Woła o pomoc. Na ratunek przybiega jej ojciec – cóż, musi dojść do pojedynku. Któż może wygrać? Gdyby wygrał Komandor, opera nam by się w tym momencie skończyła. Górą nad doświadczeniem bierze tym razem młodość. Don Giovanni zabija Komandora, po czym ucieka razem ze swoim sługą Leporellem. No i wtedy dopiero przybiega narzeczony Anny, Ottavio. Spóźniony! Komandor już nie żyje, a Ottavio przysięga, że się zemści.

Cóż robi w tym czasie Don Giovanni? Jak się łatwo Państwo domyślacie, nie jest w zbytnio żałobnym nastroju, tylko… rzuca się w wir dalszych podbojów. W zasłonach nocy spotyka Donnę Elvirę, która rozpacza po niewiernym kochanku. Postanawia ją pocieszyć, chociaż niewiernym kochankiem okazuje się być on sam. Po odkryciu tegoż zbiegu okoliczności, trzeba się ewakuować. Leporello przypadkowo pomaga mu uciec od Elviry. Demaskuje Giovanniego pokazując Elvirze katalog miłosnych podbojów swojego pana.

I tu Mozart daje popis jakich mało. Don Giovanni nie bez powodu nosi tytuł opery wszechczasów. Dojrzały Mozart w swoich najpiękniejszych ariach operowych łączy idealnie muzykę i treść – odnosimy wręcz wrażenie, że śpiewacy nie śpiewają, a niemalże mówią! Muzyka tutaj wszystko i wszystkich demaskuje: powolne zawyjki Don Ottavia przysięgającego zemstę – i od razu wiemy, że on pomścić się nie zdoła. Energiczne, dynamiczne zaśpiewy Don Giovanniego – i możemy być pewni, kto nadaje ton wszystkim zdarzeniom. I jeszcze ta cudowna aria Leporella pokazującego katalog zdobyczy miłosnych swojego pana – wyszczególniającego w jakim kraju, w jakim regionie ile tych nieszczęśnic było. Nie trzeba znać języka włoskiego, by zauważyć podziw, z jakim służący ową księgę podbojów przedstawia biednej Donnie Elvirze. Potrzeba będzie aż cudu, żeby rozpustnik został na końcu opery wreszcie ukarany. Spokojnie, będzie. Póki co jednak – oczyma jego służącego – zajrzyjmy do słynnego katalogu.