Za sprawą Bacha wylądowaliśmy poprzednio w baroku. Zostańmy jeszcze przez chwilę. W tym samym roku co Johann Sebastian urodził się inny wielki mistrz – Georg Friedrich Händel.

Wielki wirtuoz muzyki organowej i klawesynowej, większą część swojego życia spędził w Anglii. W przeciwieństwie do Bacha, który nigdy w czasach swego życia nie zaznał jakiejś szczególnej międzynarodowej sławy (choć lokalnie był znany i ceniony), to była prawdziwa muzyczna gwiazda swoich czasów. Uwielbiany już za życia, twórca wielu – byśmy dziś powiedzieli – hitów, arystokrata. Bach pochodził z rodziny o wielkich muzycznych tradycjach, dość powiedzieć, że również i jego synowie – a zwłaszcza Carl Philipp Emanuel – zrobili wielkie kariery (Carl Philipp swego czasu był zresztą znacznie bardziej znany od ojca!). Händel – przeciwnie, nie pochodził z muzycznej rodzinie, jego ojciec był cyrulikiem na miejscowym dworze. I o muzykę w swoim życiu musiał walczyć. Ojciec w końcu się zgodził, pod warunkiem jednak, by Georg skończył również prawo. Syn okazał się również obieżyświatem. Najpierw wyjechał do Włoch, gdzie zakochał się we włoskich kantatach i operach, ale jego prawdziwą drugą ojczyzna okazać się miała Anglia. Tam zyskał ogromną sławę jako twórca zarówno muzyki instrumentalnej, jak i wokalnej.

Zarówno Bach, jak i Händel, to późny barok. A jednak Bach to perfekcyjna geometria muzyki polifonicznej (wielogłosowej), a Händel ze wzorcowej geometrii zrezygnuje zawsze, o ile tylko dzięki temu zyska większy dramatyzm. Muzyka ma często prostszą już fakturę, melodie są bardziej wyrazistsze. Bach nie tworzył oper, z kolei opery Händla to najznamienitszy przykład barokowej muzyki operowej. Wypełnione scenami z kontrastującymi emocjami bohaterów, często niezwykle dramatyczne lub przeciwnie – bardzo liryczne i śpiewne. Podzielmy się dzisiaj jednym takim skarbem w wykonaniu najbardziej znanego współczesnego kontratenora. Dawniej takie popisowe arie wykonywali kastraci, dziś trzeba wyjątkowego talentu i niezwykłego głosu, by móc je wykonać tak pięknie jak Philippe Jaroussky.