Dobry wieczór,

Muszę przyznać, że bez Państwa w naszej rewskiej sedzibie senioralnej jest doprawdy bardzo pusto i smutno. Miejmy nadzieję, że wszystkie wirusowe intruzy jak najszybciej odpuszczą i znów będzie można uczestniczyć w zajęciach, spotkać się przy pysznej kawce z ekspresu. Póki co pozostajemy aktywni nawet w domowym zaciszu! Dziś otwieramy nasz muzyczny kącik – pierwszy odcinek poświęcając pewnemu przesympatycznemu duetowi z jednego z największych operowych arcydzieł Mozarta. Dlaczego akurat ten duecik? Z dwóch co najmniej powodów.

Po pierwsze jest po niemiecku – a dziś w harmonogramie normalnie byśmy sobie w naszej salce kameralnej szprechali. Nie da rady, kwarantanna kwarantanną, trzeba odrobić lekcję w domku. Ale żeby ją trochę uprzyjemnić, sięgnijmy po pewną muzyczną perełkę. Drugi powód jest równie oczywisty bowiem jak pierwszy – perełka jest naprawdę perełką.

Całe libretto tego singspiela (czyli śpiewogry – utworu scenicznego opartego na tekście mówionym ze wstawkami muzycznymi) jest – przyznać trzeba – dosyć pogmatwane, tu i ówdzie wkradają się masońskie symbole, specyficzny humor na pograniczu ludowej przyśpiewki. Ciekawskich odsyłamy do streszczenia:

http://www.operomania.hg.pl/libretta/czarodziejski_flet.html

My jednak zanurzymy się w trochę przesłodzonych na pierwszych rzut ucha nutach duetu Papagena Papageno. Przygnębiony ptasznik po bezskutecznych poszukiwaniach swojej wybranki postanawia się powiesić. Wtedy ni stąd ni zowąd pojawiają się Trzej Chłopcy, którzy przypominają nieszczęśnikowi o srebrnych dzwoneczkach – posiadających magiczną moc i przywołujących ukochaną. Papagena i Papegeno razem marząc o radosnej przyszłości w otoczeniu wielkiej gromadki dzieci, przy czym on wolałby synków, ona – córeczki. No i słyszymy pa-pa-pa. Cóż za pozornie infantylny początek! Ale prościutka melodia nagle nabiera dynamiki. To dojrzały Mozart – idealnie dopasowujący muzykę do słów; momentami mamy wrażenie, że bohaterowie nie tyle śpiewają, co niemal melodyjnie mówią. Do tego równie nieoczekiwanie rozwija się piękna polifonia (dwa lub więcej głosów prowadzonych jest niezależnie od siebie) zbudowana jak gdyby od niechcenia, mimochodem, intuicyjnie, wręcz z przekorą. Ileż w tym drobnym fragmencie zostało wpisane emocji – łącznie z pierwszym drobnym przekomarzaniem się przyszłych kochanków. Mozart.

Ale – dość już słów, dajmy przemówić muzyce. Tylko tak na marginesie zwróćcie Państwo uwagę na to, w jaki sposób grają w tle wspomniani Trzej Chłopcy przebrani na białe pajacyki – zwłaszcza pod koniec duetu. Chyba mają już dość tej papageńskiej tkliwości 😉 No cóż…