Ach, te relacje rodzinne! Wszystko jest tak piękne, dopóki nie pojawią się… inni. Spoza rodziny. Bo niby jak przyjąć takiego nowicjusza, który ma czelność związać się z naszą ukochaną córką? Na pewno drań i łotr, niegodzien dostąpienia takiego zaszczytu. Jak zgodzisz się na to, by nasz ukochany synek został zepsuty przez jakąś tam nowicjuszkę? Na pewno nie było lepszych? Dylematy stare jak świat, który nigdy nie był doskonały i małe prawdopodobieństwo – znając naturę ludzką – że kiedykolwiek będzie. Trzeba jakoś się porozumieć. Nawiązać tę cienką nić komunikacji. Zadanie niełatwe, niemalże niewykonalne. I doskonałe – w przeciwieństwie do świata – źródło kabaretowych żartów. Dziś zięńciowanie i teściowanie w krzywym zwierciadle.