The world is not enough (Świat to za mało) – śpiewała rockowa grupa Garbage, piosenka o tym tytule firmowała dziewiętnasty film o przygodach wielce zasłużonego agenta Jej Królewskiej Mości. Ów tytuł doskonale pasuje do dzisiejszych (tzn. w poniedziałek 13 lipca br.) wyczynów naszej seniorskiej grupy rowerowej, wspomaganej tym razem również przez piechurów. Gmina Kosakowo to już dla tej grupy za mało, powiat pucki też jakby zaczął się kurczyć, strach pomyśleć co będzie dalej. Kiedy jedna z Pań w przepływie marzeń rzuciła hasło Siedem lat w Tybecie, co poniektórych troszeczkę zamurowało: jak to, opuszczać ukochaną gminę Kosakowo aż na siedem lat? Notabene film godny polecenia. Wróćmy jednak do tematu. Strach? A może raczej radość i duma! Niedługo okrążymy kulę ziemską i kto wie, czy nie będziemy pierwszą ekipą, która pofrunie sprawdzić, czy na odległym księżycu Saturna, Enceladusie, nie kwitnie życie. Póki co sprawdziliśmy, że kwitnie z powodzeniem na Półwyspie Helskim – przynajmniej w sezonie.
Do Jastarni – tramwajem wodnym o wdzięcznym imieniu Kinga. Wszystkim turystom, wielbicielom przepięknych nadmorskich krajobrazów, bardziej bezpośredniego kontaktu z morskim żywiołem, doradzamy ten środek transportu. Unikamy korków, przecinając Zatokę Pucką smukłą sylwetką śmigającego po falach niezwykłego wehikułu. Przez ogromne szyby widać właściwie wszystko. A i słychać – jeśli akurat płynie nim przesympatyczna grupa kosakowskich Seniorów – też całkiem sporo: kaszubskie melodie ludowe oraz lokalne pieśni o morzu. Cała przeprawa trwa nieco ponad godzinę – a ileż przyjemniejsza od dłużącego się niemiłosiernie siedzenia w zakorkowanych autach.
Z Jastarni do Helu – rowerami. By sprawdzić, czy symboliczny początek Polski wart jest swojej nazwy. W gruncie rzeczy początek mógłby równie dobrze uchodzić za koniec, ale to nie był wcale koniec naszej wyprawy. Tam, gdzie wody Zatoki Puckiej graniczą z morskimi pływami, pozdrowiliśmy od całej gminy Kosakowo Neptuna, który chociaż na pierwszy rzut daleki był od klasycznego wzorca antycznych posągów, niemniej jednak stanowił idealne miejsce do porobienia kilku pamiątkowych fotek. Posileni smaczną rybką i zupką, ruszyliśmy w drogę powrotną – jak zwykle droga powrotna okazała się bardziej skąpa jeśli chodzi o upływ czasu: nim ktokolwiek się obejrzał, już był z powrotem. I chociaż niemal przez cały czas wyprawy groziły nam z góry deszczowe i ponure chmury, znakomite samopoczucia wycieczkowiczów odegnały je z powodzeniem. Jakieś tam kropelki niby w międzyczasie pospadały, udowadniając, że nic nie może być od początku do końca perfekcyjne. Pfi, z dużej chmury mały deszcz, Jastarnia, Jurata, Kuźnica, Hel – nasze. Niebiosa były łaskawe, przerobione kilometry rekordowe, nastroje relaksacyjno-śpiewające. Morze, nasze morze. Wyprawa nie jak każda inna, choć inna właściwie jest każda seniorska wyprawa.
Szczególne podziękowania kierujemy w stronę właścicieli oraz załogi tramwaju wodnego Kinga, którzy bezpłatnie udostępnili Seniorom miejsca w swoim wodnym rydwanie.