Dawno, dawno, bardzo dawno, tak dawno, że nawet najstarsi Seniorzy tego nie pamiętają, gdy na naszych kosakowskich terenach stały trzy domki na krzyż, a okoliczne wsie co rusz stawały się miejscem okrutnych grabieży niecnych Szwedów, tylko jedna jedyna miejscowość dzielnie opierała się skandynawskim najazdom. Jakimkolwiek sposobom próbowali Skandynawowie podbić Mechelinki, mężni obrońcy klifowego wybrzeża zawsze koniec końców atak skutecznie odpierali. Nie dało rady siłą, postanowili użyć podstępu. Wybudowali ogromnej wielkości drewnianego konia, w którym schowali co najsilniejszych i najbardziej wprawionych w bojach wojowników, i owego konia wręczyli mieszkańcom niby w dowód ich waleczności. Czyżby oznaczać to miało koniec Mechelinek?
Nic z tych rzeczy. Na scenę dziejową i do naszej historyjki w tym właśnie momencie wkroczyły starokaszubskie duchy opiekuńcze, które zgorszone chytrością niecnych Szwedów postanowiły uprzedzić mechelińskich autochtonów. Gdy jeden z nich, Gościsław, spacerował sobie po pięknej, piaszczystej plaży, pośpiesznie wyrzeźbili z leżącego tuż pod klifowym wybrzeżem pnia głowę konia. Co tu dużo mówić, nie byli to greccy bogowie, więc i na rzeźbie się aż tak dobrze nie znali, w związku z czym, żeby rozpoznać koński łeb w pniu – trzeba się nieco postarać. Ale gdzież więcej wyobraźni niż w głowie Gościsława? Staje on przed pniem i duma, i duma, i duma… I wnet jak go wnętrzności nie skręcą, jak łzy do oczu nie napłyną! Padł Gościsław na kolana i wdzięczność wobec starokaszubskich duchów opiekuńczych zaczął okazywać. Przypomniał sobie stare czasy, jak to za młodu, gdy do Gdańska kutrami pływał, od przypadkowo spotkanego studenta otrzymał w podarunku za ryby piękne wydanie Iliady. Przecież to ten sam podstęp, ta sama niegodziwość! Pobiegł do wsi, uprzedził wszystkich, a drewniany koń – podarunek od Szwedów wylądował w morzu nim wojownicy nocą zdołali z niego wyjść, by zaskoczyć mieszkańców. W ten oto sposób Gościsław gminę Kosakowo uratował. A wyryty przez starokaszubskie duchy opiekuńcze w kawałku drewna koński łeb stoi na mechelińskiej plaży do dzisiaj.
Kolejna seniorska piesza wyprawa – w środę 7 października Roku Pańskiego 2020 – może zaświadczyć, że legenda przynajmniej częściowo jest prawdziwa. A która z jej części jest prawdziwa? Charakterystyczny pień rzeczywiście na plaży w Mechelinkach istnieje. I wyprawa naprawdę się odbyła. Co prawda jednak nie szwedzka, ale seniorska. Tym lepiej, nieprawdaż?