Wracamy do Beethovena – wszak obchodzimy w tym roku wielki jubileusz tego kompozytora, najwybitniejszego w całej historii muzyki. I sięgamy po drobiazg, malutką bagatelkę, napisaną zapewne w przepływie chwili, prościutką do zagrania dla każdego nawet początkującego pianisty. Tak się jednak składa, że ów drobiazg jest jednym z najsłynniejszych i najbardziej rozpoznawalnych przebojów muzyki klasycznej i jednym z najczęściej granych utworów fortepianowych.

Utwór powstał ok. 1810 r. – Beethoven ma już sobą ogromną liczbę arcydzieł, to właściwie już ten okres, kiedy niemal wszystko, co wychodzi z jego pióra, jest arcydziełem. Mały drobiazg muzyczny, o którym dzisiaj mowa, być może był utworem okolicznościowym, sprezentowanym komuś rozpoczynającemu dopiero swoją przygodę z fortepianem. Kompozycję opublikowano dopiero w 1865 r., a jej odkrywca, Ludwig Nohl, nadał jej tytuł Dla Eliza. Kim była owa Eliza – do dzisiaj nie wiadomo. Miała szczęście przejść do historii, chociaż tak naprawdę… nawet nie wiadomo, czy tak rzeczywiście miała na imię Eliza. Być może Eliza była Teresą – rękopis przy dedykacji jest mocno nabazgrany, Teresą Malfratti, której w 1810 r. Beethoven się oświadczył. Nic z tego. Oświadczyny zostały odrzucone, Teresa sześć lat później przyjęła rękę szlachcica i urzędnika. Zamiast najpiękniejszej muzyki na świecie w historii, otrzymała zatem tytuł szlachecki i lepsze warunki materialne. Cóż, jej wybór. Wedle innej wersji Eliza była słynną Nieśmiertelną Ukochaną, do której Beethoven napisał równie słynny list wyrażając najgłębsze uczucia i zapisując w testamencie całą swoją muzykę…